Każde rozstanie jest bolesne, ale my komplikujemy je jeszcze bardziej, unikając jednoznacznego komunikatu: „Odchodzę, moje uczucia się skończyły”.
Miałam (nieżyjącą już, niestety) koleżankę Alę, którą onegdaj mąż zaprosił na uroczystą kolację w 25. rocznicę ślubu. Najpierw wręczył jej pierścionek z pokaźnym brylantem, a jak wiadomo miłość zaczyna się od 1 karata. Do pierścionka dołączył bukiet róż, które najlepiej wyglądają w bukietach po 100 sztuk, po czym odwiózł ją do ich wspólnego domu. Na schodach zakomunikował swojej żonie, że to ich pożegnalne spotkanie, bo … właśnie odchodzi. Dla Alicji to był prawdziwy dramat. Jednego dnia otrzymała dwa sprzeczne komunikaty: z jednej strony nagrodę za wspólne lata, a z drugiej cios. Straciła męża, brylanty pozostały. A to one jak wiadomo są prawdziwymi przyjaciółmi każdej kobiety.
Ostatnio zostałam poruszona informacją, że rozstanie mojej przyjaciółki odbyło się przez jeden z popularnych komunikatorów. Wtedy przypomniałam sobie, że również mój były partner zakomunikował mi rozstanie via mail. Swoją drogą nigdy do niego nie miałam pretensji o to, co się stało. Potrzebowałam jednak usłyszeć: „Dobrze mi było z tobą w tym i w tym, dziękuję ci za to, ale w tym i w tym czułem się fatalnie”. Z ochotą odpłaciłabym podobnym tekstem. Rozstawać się trzeba jednak umieć, a nie od dziś wiadomo, że po tym poznać mężczyznę, jak kończy.
Wszystko ma przemijający charakter. Tylko sztuczne kwiaty nie umierają. Prawdziwe – czasami więdną. Czasami miłość umiera śmiercią naturalną. Ludzie stopniowa odsuwają się od siebie, coraz mniej ich łączy, poza tym, że razem mieszkają. Gdy któreś z nich decyduje się na rozstanie, zwykle u jednego z nich budzi się nagła bliskość. Osoba czuje się porzucona, a więc spada jej poczucie własnej wartości. I walcząc o partnera, tak naprawdę walczy o pozytywny obraz samej siebie. W tej rozpaczliwej obronie związku jest to bardzo często walka o dobrą samoocenę.
Nigdy nie walczyłam o związek. Nie potrafiłam nigdy zrozumieć, dlaczego komplementem jest to, że ktokolwiek może mnie polubić. Albo obelgą, że ktoś lubić mnie przestał.
By nie powiedzieć wprost, ludzie stosują różne wybiegi. Unikają jasnego komunikatu: „Odchodzę, moje uczucia się skończyły, moja decyzja jest przemyślana”. Usiłują kluczyć i wskutek tej niejednoznaczności pojawia się u partnera cała masa różnych fantazji, przypuszczeń, nadziei, no i to nakręca dramat. Tymczasem osobie porzucanej należy się wyjaśnienie, dlaczego partner podejmuje taką decyzję. Zwykle wytłumaczenia najczęściej nie ma, bo albo porzucający znika jak sen złoty, albo chce za wszelką cenę odejść. Kłamie lub oskarża partnera. A przecież do każdego rozstania doprowadzają dwie strony. Rzadko dochodzi do tego z winy jednej. Warto o tym porozmawiać.
A przecież piękne rozstanie jest możliwe! Wystarczy tylko jasno zakomunikować swoją decyzję i nie lawirować. Akceptować prawo osoby porzucanej do złości, rozpaczy, poczucia bycia oszukaną. Mieć świadomość, że skoro odchodzę, to też krzywdzę i muszę to przyjąć na siebie, wziąć to na klatę. To kwestia odwagi.
Wreszcie zdałam sobie sprawę, o co chodzi z tą całą odwagą. Ona jest w naszych głowach. Nie rodzimy się z nią, nie uczymy się jej w szkole, nie czerpiemy jej z książek. To sposób myślenia. Odwaga jest w życiu najważniejsza, całą resztę można udawać.