Wyobraź sobie, że jesteś na obiedzie i zjadasz fantastyczny posiłek, w tym dwie porcje deseru (może być bezaJ). Przyjaciel przynosi ci kolejny kawałek, prosi, żebyś spróbował i pyta: „Smakuje ci?”. Odpowiadasz: „Tak, jest pyszny”. Wtedy pada kolejne następne pytanie: „Chciałbyś więcej?”, a ty odpowiadasz: „Nie, dziękuję, jestem już pełny”. Smakuje ci, lubisz to, ale nie chcesz więcej.
Teraz wyobraź sobie człowieka, który chce nauczyć się pływać pomimo złych doświadczeń z dzieciństwa. Zazwyczaj wygląda na kogoś przestraszonego, bojaźliwego, rzadko się uśmiecha. Uparcie zmierza do celu, ale brakuje mu radości. Kolejne próby nie sprawiają, że doświadcza przyjemności.
Lubić i chcieć to oddzielne doświadczenia. To naturalne, że lubi się to, co przyjemne, na przykład słodki deser jedzony w towarzystwie przyjaciół. Problem pojawia się wtedy, kiedy przechodzimy od lubienia do chcenia, od radowania się do wspólnym posiłkiem do decyzji, żeby zjeść ostatni kawałek ciasta.
Mówi się, że lubienie bez pragnienia to niebo, ale pragnienie bez lubienia to piekło. Gdy coś lubisz, a jednocześnie tego nie chcesz, jesteś w stanie w pełni się tym cieszyć. Nie jesteś w stanie napięcia, nie boisz się, że coś się skończy, nie trzymasz go na siłę.
Czy można przejść od lubić do chcieć? Można, wystarczy pomarzyć. Marzenia to delikatna materia utkana z naszych snów, pragnień i wyobrażeń. Jeden gwałtowny ruch, jedno niespodziewane wydarzenie i rwą się na strzępki, które rozwiewa wiatr. Dlatego łap je! Chwytaj, póki możesz! Może zdołasz wpleść je z powrotem między osnowy tęczowej tkaniny, mimo, że obraz będzie już nie ten sam. Możliwe, że będzie podobny, nawet łudząco podobny, ale nie ten sam.
Bywa też, że tkaninę utkaną ze snów ktoś zniszczy albo ukradnie, a ty resztę życia będziesz próbował odtworzyć pierwotne piękno obrazu swych marzeń lub odzyskać je za wszelką cenę. Ruszając w taką podróż, nigdy nie wiesz, z czym wrócisz do domu. I jak wrócisz. Musisz liczyć się z tym, że… w ogóle nie wrócisz. Ale taka jest właśnie cena marzeń.
Wyobraź sobie dwa ptaki, oba ze złamanymi skrzydłami. Pewnego wiosennego ranka zostały ranione przez myśliwych. Oba uciekają i ukrywają się wśród krzaków, aby tam nauczyć się leczyć swoje rany, które powoli zaczynają się goić. Jeden ptak postanawia, że nie pozwoli, aby to nieszczęście zrujnowało mu życie, i mobilizując całą siłę woli, od nowa uczy się latać. Nie jest to łatwe, ptak musi ćwiczyć i ćwiczyć, i zdarza się, że nie ma już siły i nadziei, ale w końcu pozytywne nastawienie i ciężka praca przynoszą efekt i ptak wznosi się wysoko nad ziemią, wyżej niż kiedykolwiek wcześniej. Ten lot daje mu wyjątkową radość, ponieważ już wie, co to znaczy nie móc latać. Tymczasem drugi ptak, zbyt przerażony, aby spróbować wznieść się powietrze, kryje się w krzakach, w mroku, tam, gdzie jest ciemno i gdzie może do woli litować się nad sobą. Nie może przezwyciężyć żalu i zostawić przeszłości za sobą, więc pozwala, aby złamane skrzydło zdominowało jego życie, więcej, aby je zniszczyło i pozbawiło go rzeczy najcenniejszej ze wszystkich – wolności…
Jedna z moich jogowych sióstr ma na ręku tatuaż z wizerunkiem kolibra. Ma dla niej wyjątkowe znaczenie, jeśli wierzyć prawdzie, miałam swój udział w jego powstaniu. W sąsiedztwie widać napis: „Alis volat propriis”(Ona lata na własnych skrzydłach) na dowód jej niezależności i wolności. Takiej, która nie tylko przebija się przez „szklany sufit”, ale wznosi się wysoko ponad niego.
Kobieto, Mężczyzno, buntuj się do woli, bo odmowa zrobienia czegoś to przeciwieństwo rezygnacji. Rewolucja potrzebuje zazwyczaj ludzi gotowych do walki. Ogień już się rozprzestrzenia! Jeśli spłoniemy wszyscy, ty spalisz się razem z nami!