Co mówisz do siebie, kiedy coś nie idzie zgodnie z planem? Przy wymagającym projekcie, podczas wytężone pracy albo gdy wracasz z dziećmi do domu?
Roztrząsanie tych wszystkich sposobów, w jakie nawaliłeś, spaprałeś wszelkie widoki na przyszłość to ostatnia rzecz, jaka powinna przyjść ci do głowy, że o robieniu tego w ogóle nie wspomnę. Zwyczajne: „to trzeba przemyśleć” wystarczy.
Życie jest heurystyką nie algorytmem. Nie można kontrolować życia. Nadmierna kontrola życia to nie tylko brak zaufania do świata, to również dowód braku wiary we własne siły, mądrość, możliwości i intuicję.
Pesymiści nie wierząc w sprzyjający los i swoje siły, starają się wszystko kontrolować. Czasami pod linijkę ma być już nie tylko wygląd i mieszkanie, ale również partnerzy i bliscy kontrolerów. Zwłaszcza kobiety wydają się specjalizować w przesadnej kontroli. Z jednej strony skarżą się na nadmiar obowiązków i odpowiedzialności za związek, ale z drugiej strony nie starcza im cierpliwości, aby poczekać na inicjatywę partnera. Bycie niezastąpioną daje im poczucie własnej wartości. Trudno wówczas zrezygnować z próby poddania kontroli całego życia rodzinnego.
Nie mniej trudne jest rezygnowanie z kontroli w stosunku do własnych dzieci. Początkowo nieustanna, z czasem powinna stawać się coraz bardziej dyskretna, aż wreszcie ustąpić całkowicie. Często jednak rodzice nie chcą zrezygnować ze swoich praw do kontroli, traktując ją jako narzędzie nieograniczonej władzy. Matki silnie kontrolujące swoje dorosłe dzieci zazwyczaj nie są usatysfakcjonowane związkiem ze swoim mężczyzną. Jednak konfrontacja z tym może być dla nich zbyt bolesna. Dlatego dużo łatwiej im myśleć o sobie: jestem wspaniałą, opiekuńczą i poświęcającą się matką, zamiast: jestem nieszczęśliwą kobietą tkwiącą w małżeństwie, które nie przynosi mi radości.
Osoby zbyt skoncentrowane na innych często mają problem z własnymi potrzebami. Sama kontrola nie jest problemem, ten pojawia się, gdy pragniemy kontrolować, czyli panować nad tym, na co możemy mieć jedynie częściowy wpływ.
Jak w sposób dojrzały kontrolować swoje życie? Punktem wyjścia mogą być słowa słynnej modlitwy Reinholda Niebuhra: „Boże, daj mi spokój, abym zaakceptował to, czego nie mogę zmienić, odwagę, abym zmienił to, co zmienić mogę oraz mądrość, abym potrafił te sprawy od siebie odróżnić”.
Jeśli mamy tendencję do nadmiernego kontrolowania naszego wyglądu, zachowania czy też naszych bliskich, to pierwszym krokiem do zmiany jest uświadomienie sobie tego, co tak naprawdę kontrolujemy. Dopiero wtedy, gdy skomunikujemy się ze swoimi uczuciami i nauczymy się je rozpoznawać. Wówczas mamy szansę na wyrażanie ich w bezpiecznej dla innych osób formie. Nie odbierajmy sobie prawa do złości, lęku, obaw, gniewu, niechęci czy smutku. Pozwólmy też sobie na wyrażenie tych uczuć, ale tak, aby nikogo nie ranić. W sprzyjających warunkach choć trochę poluzujmy kontrolę. Pozwólmy ponieść się sytuacji i decydować innym choć w niewielkim stopniu za nas. Wówczas okaże się, że sympatia, jaką nas obdarzają, nie maleje, gdy wyglądamy mniej atrakcyjnie, mamy bałagan w mieszkaniu i nie sprawujemy nad wszystkim pieczy. Paradoksalnie może ona nawet wzrosnąć.
Dlaczego pociągają nas skomplikowane sytuacje, podczas gdy proste przyjemności są dużo łatwiej osiągalne? Kiedy czuję, że mam gulę w gardle, staram się cieszyć z prostych rzeczy: zachwycić się wschodem albo zachodem słońca, wciągnąć w nozdrza smugę perfum o drzewnym albo skórzanym zapachu (uwielbiam!), poszukać w pamięci czyjejś twarzy, delektować się smakiem jedzenia. Posłać uśmiech uprzejmemu sprzedawcy, który zagaduje: „W czym mogę pomóc?”, zatopić spojrzenie w perspektywie ulicy, mentalnie sfotografować krajobraz, którego nigdy nie zapomnę. Upajać się powolnością dyskretnej obserwacji świata, unieść głowę i odkryć to, co piękne. Zapisywać na kartce jedną albo dwie niezwykle rzeczy.
I jeszcze czerpać zadowolenie z tego, co oferuje nam życie, a przede wszystkim zachwycać się dobrocią innych ludzi. Kiedy piszę te słowa, moja sąsiadka wpadła z pieczonymi przez siebie czekoladowymi ciasteczkami i zaproszeniem na lampkę wina. Wzruszają mnie takie gesty, bo przecież nie musiała tego robić.
Pamiętaj: wygrywamy albo się uczymy. A ponieważ uczenie się jest wygrywaniem, więc wygrywamy albo … wygrywamy. Popełniłeś ostatnio jakieś błędy? Nie pokazałeś się ze swojej najlepszej strony? Odtwórz tę scenę w swoim umyśle i przejdź do chwili, w której dokonałeś tego niewłaściwego wyboru. Wyobraź sobie, że robisz coś innego, lepszego. Już? Świetnie. Teraz odpuść.