W życiu człowieka mają miejsce dwa wielkie wydarzenia. Pierwsze to narodziny. Drugie to śmierć. Wszystko pomiędzy – to drobiazgi, mniej lub bardziej znaczące zdarzenia.
Większość ludzi rodzi się w szpitalach albo domach. Słyszałam też o porodach w taksówce, na stacji paliw, na promie, w samolocie lub w metrze. Nuda! Ja przyszłam na świat w lecznicy dla zwierząt! Z pewnością dlatego, że mój ojciec był lekarzem weterynarii. Lubię opowiadać tę historię, pomimo wielu lat wciąż mnie śmieszy. Zawsze robi też wrażenie na ludziach. Pozwala zachować dystans do życia.Przyjść na świat, dołączyć do ludzkości… nie mając żadnego wpływu na miejsce narodzin. Ot i cała moja niezwykła historia.
Z podobnym dystansem podchodzę do śmierci. Nie planuję jej, nikt chyba tego nie robi. Nie ma co udawać, że jej nie ma albo że nas nie dotyczy. Dotyczy jak cholera! Nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego naturalną częścią. W końcu – życie to śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową. Kiedyś w ogóle nie zastanawiałam się nad śmiercią. Prawdę powiedziawszy – nadal nie poświęcam jej zbyt wiele miejsca w refleksji nad życiem. Uznaję jednak, inaczej niż wcześniej, że jest. I że jest częścią życia. Nie przeraża mnie, ale też za nią nie tęsknię. Nie nadsłuchuję, czy już czeka za rogiem, bo za bardzo lubię swoje życie.
Śmierć wcale nie musi być przerażająca, jeśli jest spokojnym, naturalnym końcem długiego dobrego życia. Bardzo chcę przeżyć takie życie i umrzeć najpóźniej jak się da. Możliwie w najlepszej formie. Czasami jednak śmierć przychodzi wtedy, gdy sama chce i czai się za rogiem wraz z chorobą. W ostatnim czasie wiele bliskich mi osób doświadczyło cierpienia spowodowanego chorobą i obawą, że oto nadchodzi kres ich życia.
Śmierć jest nam pisana, wszystkim bez wyjątku. Nie ma w zwyczaju liczyć się z naszymi planami. Nie można przejąć nad nią kontroli. Nie można wybrać, czy umrzemy śmiercią gwałtowną wskutek rażenia piorunem czy wypadku samochodowego czy po prostu dlatego, że znaleźliśmy się w niewłaściwym miejscu i czasie. Kontrola śmierci jest iluzją, łatwo można się o tym przekonać, gdy dopadnie cię choroba lub zawali się coś innego w życiu. Możemy co najwyżej nauczyć się sztuki spadania. Kiedy wreszcie zrozumiemy, że w życiu jesteśmy bezbronni i potrzebujemy się w nim zatroszczyć o siebie, nasze indywidualne doświadczenia mogą się okazać trochę bardziej znośne.
Człowieku, prędzej czy później wszechświat wyśle cię na intensywny kurs z bezbronności, co oznacza, że osoba, którą kochasz, ty sam wreszcie – otrzymacie solidną lekcję rozpaczy, lęku i strachu. Może staniesz oko w oko z nieuchronną śmiercią najbliższych. Choć takie doświadczenia przynoszą ból, zawsze jest coś, co każdy z nas może zrobić, być żyć najlepiej w takich okolicznościach. Śmierć jest łatwa, prosta, życie jest trudniejsze. Przeżyć da się wszystko, oprócz własnej śmierci.
W książce „Czego najbardziej żałują umierający” opiekunka paliatywna Bronnie Ware opisała, czego jej podopieczni najbardziej żałowali przed śmiercią.Żałowali, że nie mieli odwagi żyć zgodnie ze sobą i podążali ścieżką, której oczekiwali po nich inni. Rygorystyczne przestrzeganie norm kulturowych kosztem własnych pasji spowoduje rozczarowanie i gorycz.
Żałowali, że tak ciężko pracowali. Czas nie podlega zwrotowi, więc jeśli spędzasz go, pracując, nie możesz go spędzić na robieniu bardziej znaczących rzeczy. Żałowali, że nie mieli odwagi wyrazić swoich uczuć. Tylko będąc otwartym i szczerym w wyrażaniu swoich myśli i uczuć, możesz stworzyć prawdziwe więzi z innymi ludźmi. Żałowali, że stracili kontakt z przyjaciółmi.To przygnębiające być odłączonym od tych, którzy naprawdę cię rozumieją i akceptują takim, jakim jesteś. Żałowali, że nie dali sobie szansy na szczęśliwsze życie. Oczekiwania i opinie innych nie powinny przeszkadzać ci w byciu zadowolonym z tego, kim jesteś. Co więcej, szczęście można znaleźć w podróży, a nie tylko w celu, do którego często nigdy się nie dociera.
Niestałość, strata, zmiana i śmierć są udziałem wszystkich ludzi, bez wyjątku. Z perspektywy wszechświata jesteśmy tu na chwilę, tak krótką jak mrugnięcie oka. Jedyne życie, jakie możemy przeżyć, to nasze własne. Dlatego musimy poradzić sobie z życiem, jakie ono jest najlepiej, jak potrafimy. Nawet, gdy będzie się ono rozpadać, co bez wątpienia nastąpi.
Ten tekst dedykuję moim studentom w Uniwersytecie SWPS. Właśnie mijają 22 lata mojej pracy w Uczelni. Mam dla Was drobną uwagę: na pewno umrzecie. Dlatego przeżywajcie pięknie życia długość i szerokość!